Post Image
Raptem parę miesięcy po premierze „Dzieci Indygo” stwierdziłem, że nie widzę dalej sensu, ani nie mam już ochoty udostępniać i promować swoich rapowych rzeczy. Po prostu nie czułem potrzeby i zajawki.

W tym miejscu przekleję tekst, który wrzuciłem na facebookowy profil 375 Studio – bo chyba najlepiej podsumowuje to, co miałem wówczas w głowie:

Tak sobie ostatnio siedziałem i stwierdziłem, że chyba warto coś napisać i wykorzystać okazję do małego podsumowania i wspominek.

Na początek wielkie dzięki za fajne przyjęcie materiału FRK x Jabol – „Dzieci Indygo”. Płyt wytłoczyliśmy raptem kilkadziesiąt – nie dużo, bo nie wierzyłem, że ktoś jeszcze w ogóle kupuje wydania fizyczne nielegali, więc w założeniu robiliśmy je bardziej dla znajomych, niż do sprzedaży internetowej. Ostatecznie okazało się, że cały nakład zszedł nam w 4-5 dni, a pewnie mogliśmy go podwoić, czy potroić (hehe oczywiście to wciąż nie jest zawrotna liczba patrząc po obecnych standardach, ale dla nas każda sprzedana sztuka była na swój sposób ważna). Były nawet plany dotłaczania, przyznaję się jednak, że już mi się po prostu nie chciało. Fakt faktem trochę olaliśmy sprawę dalszej promocji, bo i Black Shot’a mieliśmy robić dla Proper Records i grać m.in. na majowych Ekonomaliach we Wrocławiu, zrealizować jakieś nowe klipy własnym sumptem, wszystko się jednak rozeszło po kościach z braku ochoty. Tym samym dla mnie to już przynajmniej od kilku miesięcy oczywiste, że numery które znalazły się na płycie „Dzieci Indygo” są prawdopodobnie ostatnimi jakie publikuję w internecie w postaci płyty czy pojedynczych kawałków.

Rap od zawsze był dla mnie przede wszystkim zajawką i fajną zabawą – oczywiście starałem się pracować nad warsztatem i skillsami, ale nigdy nie traktowałem tego jako życiowych priorytetów i nigdy też nie miałem pod tym względem daleko idących planów. Z kulturą związany już jestem prawie od dwudziestu lat, najpierw jako słuchacz, potem jako „raper” (chociaż nigdy nie lubiłem się tak określać). Tak naprawdę za nagrywanie wziąłem się „na większą skalę” jakoś w okresie 2004/2005, kiedy kontuzja uniemożliwiła mi dalsze treningi koszykarskie i okazało się, że mam nagle masę wolnego czasu do zagospodarowania. Pierwsze nagrywki z Majkiem i z Jabolem to wiadomo, tragedia była, ale mam je do dziś i czasem odpalam sobie, żeby się pośmiać. Zresztą rap to zawsze była dla mnie przede wszystkim okazja do poznania nowych ludzi i zajebistych melanży. Przez te dziesięć lat zabawy udało mi się nawiązać wiele fajnych kontaktów z osobami z całej Polski – z niektórymi widzieliśmy się na żywo, z innymi niestety znamy się tylko przez neta, ale tak czy siak cenię sobie wszystkie te znajomości. Z Jabolem to wiadomo – kontakt non stop i widujemy się przynajmniej kilka razy w roku hehe. Żałuję, że Enote mieszka kompletnie po drugiej stronie Polski, bo spotkaliśmy się raptem dwa razy, a to serio mój człowiek jest 🙂 Szkoda, że nie udało się przymelanżować z Pure Geniusem aka Wrednym, ale może jeszcze kiedyś wybiorę się do Wawy, to będzie opcja. Taivan to też zajebisty ziomek i sporo mi pomógł w technicznych kwestiach nagrywania. Z Nitro od pierwszego numeru chyba osiem czy dziewięć lat temu skończyło się ostatnio na tematach w sprawie wyjazdu do NY… a i pod Twój bit ziom miałem nagrać, ale się zmuliłem, sorry 🙂 Beren zrobił mi frajdę występując w grudziądzkim klipie w koszulce 375, Worm – z którym daaaawno nie gadałem – zagościł nawet na jednym z klasycznych melanży na Zielińskiego we Wrocławiu, Juen pomagał przy tłoczeniu płyt, Danek dorzucał skrecze, Monty stawiał pierwszą wersję strony internetowej… Poznałem też sporo fajnych ludzi prowadzących różne portale hip hopowe, a z Tomkiem z Mobilizacji mogliśmy nawet pogadać podczas zeszłorocznych Street Wars w Jeleniej Górze. Z Mazem z kolei poznaliśmy się wprawdzie przy okazji Kempu (nie licząc pewnej imprezy sylwestrowej pięć lat temu 😉 ), ale też udało nam się coś razem nagrać i od czasu do czasu ponarzekamy sobie razem na dzisiejsze realia hiphopowe.

A propos wspomnianych realiów. Rzecz w tym, że ja już nie bardzo się odnajduję w dzisiejszych trendach i chyba nie mam nawet na to ochoty. Pomijając wszystkie oczywiste różnice odnośnie tego jak wygląda dziś, a jak wyglądał hip hop jeszcze parę lat temu, to po prostu nie czuję potrzeby robić kawałków tematycznie adresowanych do dzieciaków, a z moich rówieśników jednak większość już odbija od rapu – co zresztą jest chyba naturalne, biorąc pod uwagę, że sam już coraz mniej go słucham, a ostatnio – to całkiem zabawne – na chacie częściej gra ostatnia płyta Beyonce’ niż Jay’a. Poza tym nie jaram się trapami, nową tematyką i stylistyką rapu itp., więc nie chce mi się podążać za tą nową falą. Promocja na facebooku, lajkowanie, dopraszanie się o recenzje i publikację newsów na branżowych portalach i poklepywanie po plecach, tudzież wzajemne lizodupstwo to te chujowe strony, przez które nie chce mi się już przebijać i to całe zamieszanie nieodłącznie związane z „wydawaniem płyt” już mnie dostatecznie zmęczyło. Fajnie, że jest nowa fala raperów, nawet ode mnie z miasta, fajnie, że sobie radzą i wszystkim kibicuję, ale prawie trzydzieści dwa lata na karku to już zdecydowanie okej, żeby się wyluzować i odpuścić publikowanie nowych kawałków i rozsyłanie po znajomych 🙂 W końcu to zawsze była przede wszystkim zajawka i na tym się najbardziej skupiam – z chłopakami z Locondo, z Jabolem i jeszcze z paroma osobami pewnie od czasu do czasu wciąż coś tam sobie nagramy, tyle, że nic z tych rzeczy nie będzie publikowane, mamy po prostu swoje jazdy i zajawki i to nam w zupełności wystarczy. Bez wyświetlania się 🙂

Przez te dziesięć lat udało się ogarnąć kilkaset numerów, z których część znalazła się na płytach lub trafiła luzem do internetu, zrobiliśmy kilka klipów, ale też kilka, które rozeszły się w wewnętrznym obiegu wyłącznie między znajomymi… Coś tam udało się zagrać na żywo no i przede wszystkim uskuteczniliśmy multum melanży, których nawet nie próbuję liczyć. Całkiem fajne wspomnienia na stare lata 🙂

W tym miejscu dziękuję wszystkim znajomym i nieznajomym, którzy w jakiś sposób mi pomagali, wszystkim tym, którzy rzucili dobrym słowem i tym, którzy kupowali płyty i nabili w sumie te kilkadziesiąt tysięcy odsłuchów na youtubie 🙂 … I na tym kończę, bo i tak już mam straszną bekę, że wystosowałem oświadczenie niczym Pezet co najmniej. Oczywiście mogłem sobie podarować, ale z drugiej strony – tak jak wspomniałem na początku – to fajna okazja na podsumowanie. Pozdro!!

Podziel się
Otagowane jako